
No i mamy koniec lipca. Zapanował tu poważny zastój – ale po drodze dużo się działo: egzaminy, egzaminy i inne tego typu przyjemności. No nic – w każdym razie wracam, by zabrać Was do Rosji, a to za sprawą Puszkina i jego Eugeniusza Oniegina. Zapraszam!
Huragan braw. Eugeniusz wchodzi
Eugeniusz, znudzony życiem młodzieniec, dawniej lowelas i próżniak, dziedziczy po zmarłym wuju wiejską posiadłość, do której się wprowadza. W sąsiedztwie mieszka rodzina Łarinów obdarzona dwiema różniącymi się od siebie jak ogień i woda córkami (Tatianą i Olgą), a także młody poeta, Włodzimierz Leński. A co o jego poezji sądzi narrator poematu?
Tak pisał Leński – mdło i mgliście.
(Co u nas ma być romantyzmem,
Lecz romantyzmu – proszę, myślcie,
Co chcecie – ja się nie dogryzłem). (s. 151)
Co za komentarz nt. literatury romantycznej!
Zakochany w Oldze Włodzimierz zaprzyjaźnia się z Eugeniuszem, choć mężczyźni bardzo się od siebie różnią. Z kolei starsza siostra Olgi, Tatiana, zakochuje się w Onieginie. Niestety – nie dane jej będzie zaznać szczęścia w miłości. Nie tylko jej zresztą życie się pokomplikuje…
Tak w uproszczeniu wygląda fabuła utworu. W uproszczeniu nie tylko dlatego, że pominęłam mniej istotne szczegóły, podając właściwie zarys fabuły, ale również dlatego, iż utwór Puszkina – jako poemat dygresyjny – zawiera wiele dygresji, które chwilowo “zawieszają” rozwój akcji. Bez obaw – Puszkinowskie dygresje również są interesujące. Dotyczą m.in. współczesnego autorowi życia artystycznego i kulturalnego.
O samym Eugeniuszu Onieginie Puszkin pisze tak:
Wszystko przejrzałem dokumentnie,
Widzę sprzeczności co niemiara,
Czyścić – kto inny niech się stara;
Cenzurze dług zapłacę chętnie
I żer niech mają dziennikarze,
Niech rozpętają wielki spór,
Kiedy nad Newą się pokaże
Ten nowo narodzony twór!
Ruszaj mi w drogę, przynoś sławę –
Dąsy, łajania, bójki wrzawę (s. 39)
A o własnej twórczości takoż:
Niech no mi gość niebacznie zjedzie,
Za połę chwycę po obiedzie
I w kącie go tragedią zduszę.
Gdy rym i troska mnie napada
(Nie kpijmy z tych poważnych spraw),
Zaskoczę dzikich kaczek stada
Obchodząc mój zaciszny staw:
Te ulatują zdjęte lękiem
Przed miodopłynnej strofy dźwiękiem (s. 106)
Ach…

Na imię było jej Tatiana…
O sile utworu często stanowią jego bohaterowie. Losy bohaterów Eugeniusza Oniegina, a także i oni sami potrafią zaintrygować czytelnika. Wynika to nie tylko ze sposobu ich kreacji, pogłębienia ich pod względem psychologicznym, ale także z tego, jak na kartach poematu zostali oni zaprezentowania.
Postaci w poemacie Puszkina są wyraziste, okraszone wadami, słabostkami, pasjami, które mają wpływ na ich życie. Kreślone są z psychologicznym prawdopodobieństwem, żyją, czują, targają nimi namiętności. Ale przynajmniej połowa ich sukcesu polega na tym, że autor traktuje ich z dużą dozą dystansu, humoru i pobłażliwości. Nie oszczędza ich przed ostrzem ironii. Wyśmiewa (może to za mocne słowo) miłość Włodzimierza, kobiecą niestałość, uczuciowe gry Oniegina i wiele innych zachowań/cech swych literackich dzieci. Dzięki temu i nam, czytelnikom, są oni o wiele bliżsi.
Szczególnie ciekawa zdaje się być Tatiana, jaskrawe przeciwieństwo młodszej siostry. Smutna, zamyślona, przesiadująca koło okna, namiętnie czytająca książki. Jakie? Ma się rozumieć, że romanse! Wyobcowana i milcząca, pod wpływem miłości coś się w niej “zapala”. Ale niestety – Eugeniusz na jej szczere listowne wyznanie zareaguje kazaniem… Po czasie chyba zaczęła zdawać sobie sprawę, z kim miała do czynienia:
I tak powoli – Bogu dzięki –
Wyraźniej widzi moja Tania,
Dla kogo musi znosić męki.
W głowie kłębią się pytania,
Kim jest ten dziwak niebezpieczny,
Zrodzony w piekle czy też w niebie,
Anioł czy szatan pewny siebie.
Może to tylko niedorzeczny,
Przybrany pozór, kopia blada
Cudzych fantazji, cudzych snów,
Nędzna maniera, maskarada,
Leksykon pełen modnych słów,
Moskwicz w opończy Czajld-Harolda?
Może ten człowiek – to parodia? (s. 174-175)
Tatiana zmieni się – po wyjściu za mąż i zamieszkaniu w mieście stanie się damą. Eugeniusz przejrzy na oczy. Zakocha się – będzie rozmyślać, blednąć, chudnąć, w końcu napisze list. Potem drugi, trzeci… Ale będzie za późno.
Warto pamiętać, że poemat dygresyjny igra z tradycyjną wersją wierszowanej epiki (zainteresowanych odsyłam np. do Słownika literatury polskiej XIX wieku). Oto, jak narrator opisuje miłość uczucie Leńskiego do Olgi:
Ach, kochał tak, jak nie sądzono
Nikomu kochać dziś kobiety,
Jak tylko jeszcze mógł szaloną
Miłością kochać duch poety:
I zawsze jedno upragnienie,
Jedna tęsknota nieodmienna
I troska jedna i codzienna,
I nic – ziębiące oddalenie,
I nic – rozłąki długie lata,
I nic – składany muzom dar,
I nic – obcego urok świata,
Nauki trud, zabawy gwar –
Odmienić nie mógł nikt i niczym
Duszy ogrzanej snem dziewiczym (s. 51-53)
Bardzo wymowny komentarz nt. napuszonych, patetycznych opisów, które można często spotkać w literaturze epoki romantyzmu!

Oto opinia jest publiczna!
Jednym z powodów, dla których naprawdę WARTO przeczytać Eugeniusza Oniegina, jest Puszkinowski humor i ironia, a nawet autoironia. Puszkin tak lekko i wdzięcznie prowadzi akcję i wciąga w nią czytelnika, że strony same się przewracają, a nam nie pozostaje nic innego, jak się zachwycać, wzruszać i oczywiście śmiać. Bo lektura Eugeniusza… to wspaniała zabawa.
Puszkin nie odgradza się od czytelników barierą, wręcz przeciwnie, pozostaje z nimi w stałym kontakcie, bezpośrednio zwraca się do nich. Wynika to z konwencji gatunku – narrator w poemacie dygresyjnym zakłada nieustanną obecność czytelnika.
A strony lecą, lecą…
Nastały świątki! Toż uciecha!
Z kart poematu Puszkina tchnie obyczajowość dziewiętnastowiecznego rosyjskiego ziemiaństwa. Autor maluje przed czytelnikami tradycje związane z rosyjskim świętem cerkiewnym Krieszczenije (odpowiednik katolickiego Święta Trzech Króli – Objawienia Pańskiego). W tym dniu kobiety z dworskiej służby o zmroku
Stawiały swym panienkom wróżby,
Przepowiadając im co rok,
Że wszystkie wnet za mężów pojmą
Wojskowych, i straszyły wojną (s. 118)
W tym dniu lano wosk, a panny kładły pod poduszkę lusterko. Nie bez znaczenia było, co przyśniło się tej nocy… A Tatianie przyśniło się coś… dziwnego:
I śni się dziwny sen Tatianie.
I śnieżna śni się jej polana,
A ona brnie po tej polanie,
Obłokiem smętnej mgły owiana (s. 122)
Ale to dopiero początek… Sen bohaterki jest niezwykle ciekawy. Niestety – nie wróży nic dobrego… I rzeczywiście – wskutek nieporozumienia, głupiego żartu Leński wyzwie Oniegina na pojedynek, który zakończy się śmiercią jednego z mężczyzn. Oniegin – jak to Oniegin – spóźni się, a co… Wiele uświęconych tradycją zwyczajów związanych z pojedynkiem zostanie złamanych (odsyłam tu do książki Łotmana pt. Rosja i znaki, zachęcam – chodzi o rozdział pt. Pojedynek).
Okazją do poznania rosyjskich zwyczajów są obchodzone szumnie w domu Łarinów imieniny Tatiany. Przybyli na tę uroczystość sąsiedzi oraz mnóstwo krewnych z różnych zakątków mocarstwa. Mieli oni okazję skosztować wielu wymyślnych potraw, wypić co nieco alkoholu:
Wilgotny korek nagle praśnie,
Cymlańskie zawtóruje sykiem
I spłynie z flaszy (s. 134)
Składano życzenia, grano w karty, tańczono walca, mazura, kotyliona…
Porywający, bezrozumny,
Jak wicher życia w dni młodości,
Wiruje walca wicher szumny,
Migają pary (s. 137)
Choć gości na imieninach wielu, Puszkin nie omieszkuje nadać każdemu z nich indywidualnego charakteru – z humorem odmalowuje wady i słabostki kobiet i mężczyzn.
Z radością połyka się kolejne strofy!
A jak wygląda podróżowanie po rosyjskich drogach?
Dzisiaj jeździmy drogą żmudną,
Dziś zapomniane mosty gniją,
Na stacjach nocą usnąć trudno,
Gdy pchły i pluskwy krew z nas piją;
A gospód nie ma. W izbie chłodnej
Wisi jadłospis wyśmienity
I tylko drażni apetyty
Pustą przechwałką; czekasz głodny –
Przy ogniu wiejskie dwa cyklopy
Długo badają smutny stan
Kolaski; wytwór Europy
Rosyjskim młotkiem lecą z ran
I błogosławią wyboisty
Gościniec ziemi swej ojczystej (s. 180)
Jaki realistyczny portret!
Już idą trzaskające mrozy
Puszkin zachwycająco oddaje uroki rosyjskiej przyrody. Szczególnie zapierają dech w piersiach opisy zimowego krajobrazu:
Już idą trzaskające mrozy
I szronem srebrzą się już pola… […]
Jaśniej niż sal posadzka gładka
Lśni się rzeczułka, gdy zamarznie;
Tu lód łyżwami krając raźnie
Wesoła zbiega się gromadka;
Tu, na czerwonej wsparty łapie,
Śniąc, że dosięgnie łona wód,
Ostrożny gęsior ciężko człapie
I stacza się na śliski lód;
Migoce rój pierwszego śniegu
Gwiazdkami ścieląc się na brzegu (s. 109)

I nadchodzi wiosna…
Pod wiosennymi promieniami
Gór okolicznych śniegi tają,
Mętnymi płyną strumieniami,
Nizinne łąki zatapiają.
Natura, we śnie jeszcze, wita
Jasnym uśmiechem ranek roku;
Błękit wybłyska spod obłoku.
Dąbrowa, jeszcze nie podszyta,
Jak gdyby puszkiem zielenieje;
Doliny schną i roje pszczół
Rzuciwszy swe woskowe cele
Pobierać lecą z młodych ziół
Daninę; w polu stado ryczy;
Nocą słyszano śpiew słowiczy (s. 163-164)
Obawiam się, że pojawia się tu dużo cytatów, ale chyba domyślacie się, dlaczego je zamieszczam? Są – przynajmniej w moim odczuciu – niezwykle piękne, a to zaledwie mała cząstka tego, co czeka czytelnika Eugeniusza Oniegina…
Obrazki malowane przez Puszkina są niczym impresje, małe wycinki z czasu i przestrzeni. Oto opis poranka:
Już rozbudzony biciem w bębny
Petersburg wchodzi w dzienne sprawy.
Pootwierano okiennice,
Wstał tragarz, kupiec, już ochcianki
Truchcikiem biegnąc niosą dzbanki,
Na postój wloką się woźnice,
Wesoło skrzypi śnieg poranny
I piekarz Niemiec już nie raz –
W kołpaczku, pilny i staranny, –
Odchylił w oknie wasisdas;
Błękitny bije dym z komina,
Budzi się miła krzątanina (s. 25-26)
Oniegin, jak przystało na młodego dżentelmena żyjącego w XIX wieku, wyruszy w podróż – niestety, nie dysponujemy pełnymi informacjami nt. jego wojaży, pozostaje nam zadowolić się urywkami. Nasz bohater uda się do Astrachania, na Kaukaz, zobaczy Odessę…
Jeszcze w zalanej mej Odessie
Są inne, ciężkie niewygody.
A co myślicie? – brak tu wody.
Dopiero trud ją nam przyniesie…
Cóż? Niedostatki kiedyś miną,
Cieszmy się za to, że bez cła
Beczkami zwożą do nas wino –
A słońce świeci, morze gra…
Czegóż wam, bracia, więcej trzeba?
Szczęśliwy kraj, szczęśliwe nieba! (s. 243)
Szczebiot nadziei wszystkich zwodzi
Na zakończenie – podsumowanko! Moi Drodzy, nie ma co zwlekać – jeśli macie Eugeniusza… pod ręką, to – czytajcie! Jeśli mieliście to dzieło w planach – teraz jest ten moment! Gwarantuję, że się nie zawiedziecie, znajdziecie tu wszystko, co musi znaleźć się w dobrej książce: wyraziste postaci, humor, piękne krajobrazy, niesamowity klimat, lekko prowadzona narracja… No i niesamowite dygresje. To chyba wystarczająco przekonujące?
Pozdrawiam Was jak zwykle ciepło
Kasia
Wydawnictwo: Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Tłumaczenie: Adam Ważyk (świetne!)
Tytuł oryginału: Евгений Онегин
Rok wydania: 1970, wyd. 2 zm.
Liczba stron: 255 (+ wstęp: CXIX s. + dodatek: 36 s.)
Ocena: 9,5 / 10